Ostatnio, mimo jakby nie było zaawansowanego wieku, znowu dałam się zaskoczyć. Zaskoczenie dotyczyło spraw służbowych, wiec tym bardziej jestem zaskoczona, że się dałam zaskoczyć. A było tak: na prośbę koleżanki, przestałam program na wyjazd do pewnego bardzo egzotycznego, rzadko odwiedzanego, górzystego kraju, jej (tej koleżanki) znajomemu. Koledze koleżanki program bardzo się spodobał, na tyle bardzo, że postanowił tam pojechać. W tym celu poprosił mnie o zakup konkretnej książki, na podstawie której miałam przygotować kolejne wersje programu oraz sprawdzić dostępności permitów (bo liczba osób które mogą tam wjechać, jest ścisłe limitowana). Gdy otrzymał już wszystkie informacje, uprzejmie zadzwonił żeby podziękować i zapowiedział, z wkrótce się odezwie, gdyż właśnie zbiera grupę przyjaciół, z którymi chciałby się udać w tę podróż. Po kilku tygodniach, sporadycznych kontaktów, zadzwonił po raz kolejny z propozycją dłuższej rozmowy. Zgodziłam się chętnie, ale … jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się co ma być tematem tej rozmowy. Otóż pan Zet poinformował mnie, że mój program przekazał do realizacji innej agencji, z którą wcześniej już jeździł w góry. Ale to nie koniec! Następnie zapytał mnie, czy mogłabym rozesłał informację o planowanym przez tę inną agencję wyjeździe do swoich klientów, ponieważ jego grupa trochę się rozsypała i teraz brakuje mu 2-3 osób by wyjazd zrealizować.
Przyznam, że zatkało mnie kompletnie! Upewniłam się tylko, że dokładnie o to chodzi i jak potwierdził, grzecznie się rozłączyłam.
Z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego powodu, niektórym klientom się wydaje, że praca w postaci napisania programu, sprawdzenia dostępności, zrobienia rezerwacji, itd., itp. (jak ktoś pracuje w turystyce, to wie o czym mówię), to nie jest praca, tylko sama przyjemność chyba. Do tej pory często spotykałam się z taką postawą u klientów korporacyjnych – nawet ostatnio musiałam się tłumaczyć, dlaczego za organizację konferencji na 350 os. należy mi się prowizja???!, ale jak chodzi o klientów indywidualnych i w dodatku takich którzy sami prowadzą biznes, nie przypuszczałam, że ktoś może być aż tak (…) – brakuje mi słowa…
W tej historii brak puenty. Może dopisze ją życie
Pan Z – nie tylko, że nieuczciwy (zaanektowanie gotowego programu, wykorzystanie zrobionych rezerwacji itd – to gorzej niż plagiat), ale jeszcze bezczelny…Okazuje się, że są ludzie, którzy zapominają o takiej elementarnej rzeczy jak honor i szacunek dla innej osoby i jej pracy. Ohydne – Joanna H.