Sądząc po tym ile błędów zrobiłam w poprzednim wpisie (zanim ich nie poprawiłam), byłam naprawdę wykończona. Ta wyprawa poniekąd przypomina film Hitchcocka najpierw trup w szafie, a potem napięcie rośnie. Trup w szafie juz odnaleziony, teraz czekamy na dalsze wydarzenia. Wybaczcie „tajemniczośc” ale siła rzeczy trudno mi pisać szczerze o wszystkim co tutaj sie dzieje. Może za 50 lat jak będzie można odtajnic akta. A może wcześniej…
a poza tym, pogoda piękna, wszyscy czujemy sie (w miarę) dobrze i jutro ruszamy dalej
PAMIĘTAJ, ze nie jesteś sama!
Dzięki Kasia
Agnieszko jestem z Wami myślami, tym bardziej że właśnie przeczytałam książkę Moniki Witkowskiej o jej ubiegłorocznej wyprawie na Everest. Ciekawa jestem kto na Waszej wyprawie kogo goni – Wy przewodnika czy on Was. Mam nadzieję, że dobra energia będzie Was otaczać i nawet przed 50-letnim „okresem karencji” wszystko będzie wzbudzało śmiech. A moje pierwiosnki i piołun z Lukli przeszły z sukcesem aklimatyzację i rosną. I tak sobie myślę, że gdyby nie to oczekiwanie na samolot, to o piołunie bym nie pomyślała. A odnosząc się do ubiegłych i przyszłych planów, to ukazała się właśnie książka „Chleb i proch” o wyprawie przez góry Gruzji, z naszego ulubionego wydawnictwa Czarne.
Pozdrawiam Lucy
Kochana, myśle o Was BEZPRZERWY. Jesteśmy w Gokyo i jutro pierwszy Wielki Dzień. Wedrujecie tu ze mną cały czas. Całuje mocno A
Super, szczęśliwego powrotu w doliny i do kraju 🙂
Salutos cordiales
Woytec