Przygoda nie tyle ” po malu”, a definitywnie dobiega końca. Jeszcze tylko: zakupy, zakupy i zakupy i wyprawę będzie można uznać za zakończona.
Ostatnie dni spędziliśmy juz w podgrupach, jako ze cześć osób wyjezdzala wczesniej.
Mi udalo sie odwiedzić PN Chitwan. Wprawdzie 6h w kosmicznym upale, w „turystycznym” autobusie, stanowiło element zniechecajacy, ale potem było juz tylko lepiej. Park jest na prawdę piękny: nosorozce są tam na prawdę, i na prawe wędrując na słoniu, piechotą lub jeepem można je spotkać. Trudno uwierzyć, ale w ciagu tych 2 dni widzieliśmy aż 7 nosorozcow, z odległości niekiedy kilku metrów. A poza tym jest to tak kompletnie inny Nepal!
Upał, wilgotność 100%, komary, zieleń, orchidee oplatajace drzewa, kopce termitow, liany, oszałamiająca roznorodnosc życia … Chitwan jest piękny i z pewnością stanowi jedno z tych miejsc do których ciagle chce sie wracać. Oby jeszcze nie raz mi sie to udało…
Na podsumowanie wyprawy, trzeba trochę poczekać. Dużo spraw musi sie ułożyć, głownie w mojej głowie. Może czas pokaże czy podjęte decyzje były słuszne. Czy tez trzeba było postąpić inaczej, np. zadzialac bardziej zdecydowanie.
Czy przejęcie za kogoś odpowiedzialności za jego własne życie i postępowanie ma sens? A czy odcinanie komuś szansy z powodu jego braku odpowiedzialności jest słuszne? Trochę to brzmi tajemniczo i pseudo-filozoficzne i prawdopodobnie nie ma jednej, jednoznacznej odpowiedzi, ale może za jakiś czas bede sie mogła nad tym spokojnie i bez emocji zastanowić.
A tymczasem w oczach niech zostaną piękne widoki ze snieznych Himalajow i soczysta zieleń Chitwan…