Poplątane ścieżki losu, rzuciły mnie na kilka dni do Rio de Janeiro. Nie narzekam, gdyż Rio to jedno z najpiękniejszych miast jakie kiedykolwiek widziałam i jedno z tych, gdzie (prawdopodobnie …) mogłabym nawet mieszkać. Dlaczego? Jest tyle powodów, że trudno mi uszeregować je wg jakiegokolwiek klucza, a więc nie-po-kolei:
Plaże! Rio żyje na plaży.
Copacabana i Ipanema – te dwie najbardziej znane (i zatłoczone, zwłaszcza w weekendy), ale również wiele innych rozrzuconych wzdłuż granic miasta.
Jak plaże to restauracje i dziesiątki mni-barów serwujących doskonałe owce morza i oczywiście wyśmienitą Caipirinhnię – czyli narodowy drink Brazylijczyków zrobiony z wódki z trzciny cukrowej (cachaça), limonki, brązowego cukru z trzciny cukrowej i kruszonego lodu.
Cariocas czyli mieszkańcy Rio, kochają sport i zdrowy tryb życia, a więc na plażach i w parkach stoi mnóstwo siłowni dla osób w każdym wieku – niektóre przeznaczone są specjalnie dla „starszych dorosłych”, a główny deptak Rio ciągnący się wzdłuż Avenida Atlantica, od świtu do późnej nocy wypełniony jest piechurami i rowerzystami. Sama Aleja Atlantica w niedzielę zamienia się w deptak – 3 (spośród 6) pasów ruchu jest zamykana i udostępniana wyłącznie dla pieszych.
Atrakcjom sportowym w Rio będę musiała poświ
ecić osobny post, bo na prawdę jest o czym pisać i skąd czerpać wzory.
Na plaży widziałam też „budkę na książki” – czyli miejsce gdzie można zostawić swoją i wziąć cudzą książkę, bez żadnej opłaty.
Favele – dzielnice biedy, miejsca z definicji ponure i odstraszające dragami i brakiem bezpieczeństwa, a jednak niektóre z nich potrafią wyrwać się z marazmu i niemożności i ze swojej „beznadziei” uczynić atut, a wręcz produkt turystyczny. Tak stało się z m.in. z fawelą Santa Marta. Wydatnie pomógł jej w tym Michael Jackson, nakręcając tam 97r. videoclip do piosenki „Nobody cares about us”: https://www.youtube.com/watch?v=QNJL6nfu__Q Michael dał „impuls”, ale reszty dokonali sami mieszkańcy – to też temat na osobny wpis.
CDN…