
Rok 2015 zamknięty! Ale … pozostają wspomnienia, które dobrze byłoby „ocalić od zapomnienia”. Takich wspomnień, dobrych i złych, nagromadziło się w tym roku sporo. O niektórych już pisałam wielokrotnie, jak np. o pobycie w Brazylii, ale niektóre pozostały jeszcze w cieniu, a koniecznie muszą ujrzeć światło.
Zacznę zatem od Gruzji.
Gruzja należy do tych kilku krajów, które kocham i do których mogę jechać w każdej chwili, wykorzystując każdą nadarzającą się okazję. Tym razem okazją był trekking naszej dzielnej Gąsienicy 50+.

Biało zielony Kaukaz foto Kasia Juszczak
Plany miałyśmy bardzo ambitne – wędrówka mało uczęszczanymi szlakami Tushetii, ale gigantyczne opady śniegu, jeszcze w maju, odcięły jedyną drogę dojazdową i tym samym odcięły cały region od ruchu turystycznego. Tu UWAGA – jeśli wybieracie się w ten rejon, planujcie trekking na lipiec-sierpień, czerwiec to zdecydowanie za wcześnie. Chcąc nie chcąc zmieniłyśmy plany i wylądowałyśmy w Swanecji.
![IMG_1494[1]](https://50plusandminus.files.wordpress.com/2016/01/img_14941.jpg?w=652)
Raj na ziemi foto AA
Nasza trasa prowadziła z Mestii, do Ushgui. My wędrowałyśmy górami, a bagaże dojeżdżały na miejsce biwaków samochodem. Klasyka! Z całego serca chciałam uniknąć, takiego podróżowania i takiego trekkingu, ale jak wiadomo, czasem rzeczy się dzieją nic na to nie poradzimy. Tak było i tym tym razem i … co się okazało? Swanecja to jeden z najpiękniejszych rejonów świata jaki widziałam (a już trochę widziałam). Tradycyjna gruzińska gościnność, doskonałe (i bardzo tanie!) wino, przepyszne jedzenie i NIEZAPOMNIANE widoki.

Pola rododendronów foto Kasia Juszczak
W Kaukazie zakochałam się od pierwszego wejrzenia, już wiele lat temu podczas wyprawy na Kazbek. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam biało-zielone góry, gdzie lodowce spływają w doliny, a pola rododendronów podchodzą pod szczyty. Teraz też tak było! Cudowne, puste góry, ogromne przestrzenie, niekończące się łąki i białe góry wokół.
Co zachwyciło nas najbardziej?
Trasa – oczywiście, ale nie będę jej opisywać, bo jw. jest to klasyczny trekking po Swanecji i szczegóły można znaleźć w licznych relacjach.

Supra foto Kasia Juszczak
Jedzenie – z pewnością! Uważam, że kuchnia gruzińska należy do najlepszych na świecie. Zwłaszcza wegetarianie poczują się tu jak w raju. KONIECZNIE trzeba spróbować: phali – past warzywnych z orzechami, puri – przepysznego chleba przyklejanego do wnętrza pieców i tak wypiekanego, suluguni – rewelacyjnego, lekko słonego sera, jedzonego „solo” lub dodawanego do tradycyjnego dania chaczapuri – czyli placka z serem serwowanego wszędzie jako podstawowy dodatek, w wersji tradycyjnej (z serem w środku) i adżarskiej (z serem na zewnątrz) i z jajkiem, lobiani – chaczapuri z czerwoną fasolą i lobio czyli dań z fasoli w formie gęstej zupy czy sosu, a do tego oczywiście doskonałej gruzińskiej sałatki składającej się z pomidorów, ogórków, czerwonej cebuli i mnóstwa zieleniny w tym wszechobecnej kolendry … jeśli ktoś nie lubi kolendry to w Gruzji ma kłopot… (co było udziałem jednaj z naszych koleżanek).

Chinkali foto Kasia Juszczak
Oczywiście kuchnia gruzińska obfituje też w znakomite dania mięsne, a wśród nich słynne pierożki chinkali – wypełnione mięsem i rosołem, które trzeba umiejętnie jeść rękoma. O innych daniach mięsnych mam mało do powiedzenia, bo w naszej grupie przeważały wegetarianki a reszta się im bez szemrania podporządkowała.
Gdy stół „nakrywał się” już dziesiątkami półmisków z dziesiątkami dań, przychodziła pora na kolejne zachwyty czyli napoje…
Zacznę przewrotnie od lemoniady. Gruzini kochają lemoniady i produkują ich najróżniejsze typy. Największe nasze zdziwienie wzbudziła lemoniada z estragonu. Podobno albo się ją uwielbia, albo nienawidzi … nie spotkałam nikogo kto by ją uwielbiał… ma intensywnie zielony kolor i smak, zwany przez entuzjastów „ziołowo-chemicznym”. Nic dodać, nic ująć. Gruzińskie herbaty i wodę borżomi znamy wszyscy, przejdę więc od razu do wina! Gruzini uważają, że wino wynaleźli – chętnie się z nimi zgodzę, a nawet dodam, że wynalazcą wina jest tu każdy dorosły! Jako 8 dorosłych i niezależnych kobiet, przetestowałyśmy wiele gatunków wina i spośród znanych szczepów tsinandali (wino białe) czy saperawi (wino czerwone), ostatecznie wybrałyśmy wino „damasznoje” dostarczane nam codziennie, w plastikowych butelkach po oleju, przez niezawodnego ojca naszego przewodnika. Cóż, prawda jest taka, że przez swaneckie bezdroża, płynęłyśmy z błogimi uśmiechami na twarzach i głębokim przekonaniem, że „Gruzja to kawałek ziemi, którą Bóg zostawił dla siebie” (jak głosi najbardziej znany gruziński toast).
![IMG_1563[1]](https://50plusandminus.files.wordpress.com/2016/01/img_156311.jpg?w=518&h=387)
Kontakt z Matką Ziemią foto AA
Pobyt w tym pięknym kraju, zakończyłyśmy w Tbilisi, ale to już całkiem inna historia …