
Tak się szczęśliwie złożyło, że ostatni tydzień spędziłam w przepięknej Andorze i mojej ukochanej Barcelonie. Andora to wciąż mało przez Polaków rozpoznany teren, aczkolwiek naszych rodaków już się tu od czasu do czasu spotyka. Kraj ma kilka fantastycznych atutów, które „przyciągają na odległość”:
- Dogodny dojazd – samolotem do Barcelony, a dalej rejsowym autokarem, który co 2h odjeżdża z lotniska. Podróż zajmuje kolejne 2,5-3h (chyba że jedziemy busem prywatnym i zatrzymujemy się na toaletę, papierosa, zakup alkoholu, toaletą, papierosa, zakup … itd., wówczas na przejazd należy policzyć 4h )
- Znakomita baza hotelowa – ja miałam przyjemność zatrzymać się w hotelu Sport Hermitage 5*, w miejscowości Soldeu.Świetny hotel, z wliczonym w cenę kilkupiętrowym SPA, dobrą restauracją i pokojami „z widokiem”. Pokoje mają jeden drobny minus, mianowicie są niedoświetlone. Mają całe mnóstwo drobnych światełek, porozmieszczanych w ścianach, które w sumie dają jasność na poziomie żarówki 40W. Hoteli Sport w Soldeu są w sumie 3 (wszystkie równie udane), a oprócz tego dziesiątki innych mniejszych hoteli, pensjonatów, apartamentów. Jest w czym wybierać.
- Trasy narciarskie -może od tego powinnam zacząć … 😉 Trasy liczą ok. 200km, i w większości obejmują trasy niebieskie i czerwone. Jak ktoś che się porządnie najeździć i trochę pobać, to niestety musi wybrać Alpy (lub Kasprowy). W Andorze jest kilka tras oznaczonych jako czarne, ale we Francji czy Austrii z pewnością uchodziłyby najwyżej za czerwone, niemniej na jednej z nich odbywa się tu Kubek Mira (jak powiedział znajomy Słowak) czyli Puchar Świata – trasa była zamknięta, chyba odpoczywała po emocjach.
- Wyciągi – dużo i nie za szybkie, więc czasem się zatykają. Zwłaszcza jak z powodu wiatru np., część infrastruktury jest wyłączona… Po lunchu, wszędzie robi się pusto!
- Góry – Pireneje. Piękne i rozległe. Pokazują czasem pazury, jak przy ostatniej wichurze 120km/h, (przed kilku laty wiatr zdmuchnął większość konstrukcji, które odbudowano dopiero w kolejnym sezonie). Marzę o tym by kiedyś pokonać szlak pirenejski „od oceanu do morza” – świetny plan na wiosenno-jesienną wędrówkę.
- Jedzenie i picie – mmmm…. Doskonałe. Jedzenie „z gór i mórz” bo z jakiegoś powodu, prawdopodobnie bliskości Hiszpanii, owoce morza są tu uznane za danie narodowe na równi z baraniną i wołowiną. Wina przede wszystkim hiszpańskie, dostępne, niedrogie i bardzo dobre.
- Zakupy – słynna strefa bezcłowa. No cóż… Ballantines 1,5l za 9,50EUR mówi sam za siebie. Przy wyjeździe z Andory obowiązują dość rygorystyczne przepisy dotyczące wywozu alkoholu, papierosów i „innych dóbr”. Podobno zdarza się, że na granicy celnicy trzepią autokary dość szczegółowo. Karą jest konfiskata i mandat do dwukrotnej wartości zarekwirowanego towaru. Nas nie trzepali i wszyscy pluli sobie w brodę, że zastosowali się do przepisów.
Służba zdrowia, którą miałam okazję przećwiczyć niczym niestety nie różni się od naszej krajowej, z tą może różnicą, że panie są uprzejme (od recepcjonistki po lekarkę). Wizyta na ostrym dyżurze trwa godzinami, ale koniec końców wszystko jest, więc … cierpliwości.
Ostatnią dobę, spędziłam w mojej ukochanej i podziwianej Barcelonie. Już sam kontrast pomiędzy zaśnieżoną Andorą, a słoneczną Barceloną które dzieli kilka godzin jazdy, 2tyś m i kilkanaście st C, zawsze wprawia mnie w zachwyt. Rambla, Gaudi, Kolumb, targ rybny, flamenco na wzgórzu Montjuic, nocne tłumy, oszałamiające wystawy. Barcelona jest piękna o każdej porze roku, ale zwłaszcza zimą gdy wreszcie można nasycić się ciepłem i słońcem, jest moim zdaniem najpiękniejsza.
Ten wiatr to zdmuchnal kiedyś mój samochód jak jechałem w nocy z Barcelony do Andory. Trasy narciarskie są fajne ale przygotowanie nie zawsze wzorowe, a i pogoda nie rozpieszcza.
Zgadza się. Trasy są ratrakowane, ale nie codziennie. Ratraki omijają zwłaszcza nieliczne trasy czarne (co akurat czasami wychodzi im na dobre, bo i tak są niezbyt trudne, wiec przynajmniej można trochę powalczyć 😉 Jak chodzi o pogodę, to podobno jest tam 360 dni słonecznych, ale bardzo często słyszę, że ktoś trafił akurat na te 5 z chmurami! Mimo to i tak kocham Andorę 🙂