
Res trafił do nas po śmierci swojego pana. Pan Resa, Janusz Bartoszewicki, był naszym kuzynem. Jego córka Marysia, w żaden sposób nie mogła się psem zająć, szukała więc pilnie nowej rodziny, a przynajmniej tymczasowego domu. Przyjechali z wizytą. Zajda (nasz pies) gościa zaakceptowała, Kot – na wszelki wypadek wyniósł się z domu. Marysia uprzedzała, że pies będzie piszczał i tęsknił, że jest przyzwyczajony do ludzi, że może być ciężko ale od początku wiedzieliśmy, i ona i my, że nie ma wyjścia, i że trzeba podjąć próbę. Następnego dnia Res się do nas sprowadził.
Dzień 1, 06.07.16
3h skowytu i braku kontaktu. Kompletny amok. Próby wydostania się z ogrodu przy pomocy uwolnionej sztachety (dotąd nie zauważyliśmy, że ta sztacheta jest obluzowana), szczekanie, rozpacz połączona ze złością i bezradnością. W desperacji, dzwonię do koleżanki behawiorystki: „A co to za rozpacz w tle” – pyta, „Gdzie ty jesteś?”. „W domu niestety” – odpowiadam. Pokrótce przedstawiam historię. „Lęk separacyjny” – wyrokuje ostrożnie – „może być gorzej”. Czuję się szczerze podniesiona na duchu. Umawiamy się na sobotę. Do soboty jeszcze dwa dni …
Po jakimś czasie, gdy emocje trochę opadają, moja córka bierze psa na smycz i wędruje z nim w kółko po ogrodzie. Widać lekką poprawę. Postanawiamy więc wyjść z nim na spacer. Bierzemy naszą Zajdę i całym stadem idziemy. Spacer zdecydowanie poprawia nam humory. Piesek idzie grzecznie, nie szarpie, nie reaguje na inne psy szalejące za płotami (piesków luźno biegających, staramy się unikać). Po powrocie do domu, znowu rozpacz. Po jakimś czasie biorę go znowu na spacer i znowu się uspakaja. „Nie rób tego” – radzi behawiorystka – „zakuma, że płaczem może wymusić spacer, a nie o to nam chodzi”. Następnym razem, przypinam go więc do barierki, na dworze, w czasie deszczu i burzy. Niech zobaczy, że może być gorzej niż w domu. Działa. Obiecuję sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię.
Wieczorem Res się uspokaja. Daje pogłaskać brzuszek. W ogóle lubi dotyk i masowanie.
Wynajdujemy strony adopcyjne dla psów, rozsyłamy ogłoszenia. Mój Mąż zdecydowanie oponuje, przeciwko kolejnemu psu w rodzinie. Szukamy dla niego kochającego domu.
Marysia pisze SMSa: „Aż się boję zapytać…”. „Lekko nie jest” odpowiadam.
Agnieszka, trzymamy mocno kciuki za Ciebie i za Resa. Wierzymy, że znajdą się ludzie, którzy adoptują Resa. Przy okzji gorąco pozdrawiamy z Czarnakowizny. Monika i Piotrek
Dzięki Kochani. Każde „kciuki” bardzo nam potrzebne 🙂