Res – poznajemy się

Zwykły wpis
Res – poznajemy się

Minęły kolejne dwa dni i wiemy już o sobie więcej.

Po pierwsze, Res uwielbia spacery – idzie grzecznie, nie szarpie (prawie), nie reaguje na zaczepki z za płotów, nie goni za rowerzystami. Wolno biegające i ujadające ile sił w płuckach, małe kundelki go nie ruszają. Nie ma nic przeciwko temu, aby pańcia zatrzymała się na chwilę i pogadała z koleżanką lub wytrząsnęła kamień z buta. Przypięty przed sklepem jest w stanie sam chwilę zaczekać, a jak zostaje z nim Zajda, to nawet nie płacze! Spacery to sama przyjemność.

Śpi całe noce na własnym posłaniu – przyznam szczerze, że pierwszą noc przespaliśmy w objęciach na kanapie, ale … to był absolutny wyjątek! Teraz każdy śpi w swoim łóżku (no, może nie do końca, ale o tym kiedy indziej).

Zdecydowanie lubi regularne posiłki – ok. 20:00 zjawia się z miską w pysku i nie ma wątpliwości o co chodzi. Je spokojnie, nie warczy, nie odgania potencjalnych i wyimaginowanych intruzów. Wprawdzie numeru z zabraniem michy podczas jedzenia i oddaniem po chwili, jeszcze nie ćwiczyliśmy, ale przy ostatniej kolacji, stałam mu nad głową i jakoś to zniósł. Na wszelki wypadek, Res dostaje jedzenie na zewnątrz, a Zajda w domu.

Zidentyfikowaliśmy też najgorsze problemy:

Kot – ciągle nie wiemy jak się zachowa przy bezpośredniej konfrontacji. Chwilowo mieszkanie zostało symbolicznie podzielone na część psią i kocią, z tym że Kot ma 3 pokoje, a pies 1 (czyli prawidłowo). Bardzo mnie męczy ta konieczność ciągłego uważania na zamknięte drzwi …

Lęk separacyjny – 3 dni temu jeszcze nie znałam tego pojęcia! Czytam artykuły, znalazłam parę książek (są już na liście zakupów), rozmawiam ze znajomymi i póki co, światełka w tunelu nie widać. Wszyscy skupiają się na niszczeniu przez psa rzeczy, jak zostaje sam w domu, my mamy problem gdy jeden członek rodziny idzie do łazienki… Może trochę przesadzam. Jest już lepiej. Res pomału zaczyna rozumieć, że w naszym stadzie jest 6 osobników (+ Kot, ale tego jeszcze nie wie) i każdy wchodzi/wychodzi, pojawia się/znika, odjeżdża/wraca. Z tym odjeżdżaniem jest najgorzej. Niestety parę osób w jego życiu odjechało samochodem i już nie wróciło… Wczoraj musieliśmy ze względu na pogrzeb w najbliższej rodzinie, wyjechać  na ok. 3h. Początkowo był pomysł, aby przyjechała do niego ukochana pani, z którą rozstał się raptem dwa dni temu, ale po konsultacjach, uznaliśmy że będzie to zbyt mocne przeżycie i cała subtelnie budowana stabilizacja runie. Zatrudniliśmy więc dwie opiekunki (dzięki Alicja i Julia!), które jakoś dały radę, choć lekko nie było, jak same przyznały przez te kilka godzin maszerowały z psem na smyczy po ogrodzie. Standard.

Dziś wielki dzień – przychodzi do nas behawiorystka.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s