
Dzisiaj rano stało się nieuniknione, tzn. Kot napotkał na swojej drodze psa. Kot na chwilę stracił czujność (lub zrobił to specjalnie, kto tam Kota wie) i wparadował do pokoju jak do siebie, tuż przed nosem Resa. Nastąpiła długa chwila milczenia. Napięcie rosło. Rosło. I rosło. I w końcu Res wystartował z gulgotem i zębami. Kot i Przewodnik Stada byli szybsi. Kot się schował, a pies wyleciał przez drzwi balkonowe. Następnie zostało mu dobitnie wytłumaczone, że Kota się nie rusza. Pańcia się obraziła i nie chciała dać się przeprosić. Piesek w ogóle nie wiedział o co chodzi, bo przecież do tej pory nikt go nie karał za polowanie!