
O smakach Gruzji, pisałam ostatnio, więc teraz będzie o „smaczkach”. Moich ulubionych miejscach i zjawiskach.
Termy w Tbilisi
Abanotubani czyli dzielnica łaźni. Łatwo je poznać po charakterystycznych kopułach wyrastających na placu u stóp starego miasta nad rzeką Mtkwari. Pochodzą z czasów rzymskich i liczą prawie 2000 lat. Jak byłam tu pierwszy raz, miałam wrażenie, że od tamtej pory nie były remontowane … Teraz wiele się zmieniło. Kiedyś term było ponad 60, do czasów współczesnych dotrwało 6. Obecnie są w większości odnowione, dość czyste, ale przede wszystkim, stanowią nieodłączny element krajobrazu Tbilisi i zwyczajów jego mieszkańców.
Podobno kiedyś, oprócz funkcji higienicznych i zdrowotnych, pełniły również funkcje miejsca spotkań towarzyskich. Trochę mnie to dziwi, gdyż temperatura jaka tam panuje jest nie do wytrzymania dla przeciętnego człowieka. Woda ostro parująca zapachem siarki, na temp. ponad 40C. W basenie z gorącą woda można wysiedzieć kilka minut, a potem żeby nie zemdleć, trzeba wskoczyć do basenu zimnego. Komu mało, może się jeszcze podgrzać w saunie! Aby w pełni poczuć „o co chodzi”, należy koniecznie zamówić masaż i peeling. Panie, które go wykonują, mają odpowiednią masę i przyłożenie… opalenizna znika bez śladu ale skóra jest gładka i jedwabista (absolutnie bez przesady).
W termach jestem zawsze ilekroć odwiedzam Tbilisi (choć nie przepadam za saunami). Jest tam specyficzny klimat, zapach i otoczka. I ta herbata z konfiturami na zakończenie!
Jak byłyśmy tam ostatnio w 8 pań, wynajęłyśmy całą salkę z dwoma basenami, sauną, prysznicem i marmurową ławą do masażu. Bardzo miło spędziłyśmy popołudnie, więc może faktycznie jest to dobre miejsce na życie towarzyskie…
Matka Gruzja
Ogromna figura Matki Gruzji, góruje nad Tbilisi. W jednej ręce trzyma kielich wina dla przyjaciół, a w drugiej miecz dla wrogów. Ogarnia wzrokiem całe miasto, a mieszkańcy i goście traktują Ją ze specjalnym szacunkiem. Nie mogłoby być inaczej …
Stare miasto Tbilisi
Urocze zaułki, mnóstwo sklepów i restauracji. Można je przemierzać w nieskończoność.
Po pokonaniu iluś-tam schodków i stromych chodników (lub przy użyciu kolejki linowej), dostajemy się do twierdzy Narikala. Po pierwsze rozciąga się stamtąd wspaniały widok na miasto – stajemy przecież u stóp Matki Gruzji, a po drugie możemy powspinać się, bez żadnych zabezpieczeń, po murach twierdzy. Ciekawe jak długo jeszcze …
Gdy zbiegniemy (lub dostojnie zejdziemy) na dół, wpadniemy w wir starego miasta i zaraz obowiązkowo wydamy pieniądze na kawę, lody i inne gruzińskie przysmaki, a po drodze będziemy podziwiać, rzeźbione balkony domów, tak charakterystyczne dla tbiliskiej architektury.
Uplisctyche
Skalne miasto, datowane na wiek brązu. Wszelkie „dane techniczne”, można wyczytać z przewodników, więc skupię się tylko na niezwykłej atmosferze tego miejsca. Przy odrobinie wyobraźni, można zobaczyć oczami duszy miasto, sklepy, domy, biegające dzieci, kupców i gospodynie wracająca z zakupami. Nawet więźnia, który został ukarany za dokonane przestępstwo i odsiaduje karę w płytkiej studni wykopanej przy jednej z ulic. Jest skład win, i sala tronowa. Świątynia. Schody prowadzące dziś donikąd … Gwar duchów ucicha i zostajemy sami, wdzięczni za możliwość obcowania z nimi i z ich siedzibą.
W czasie ostatniej wyprawy, dotarłyśmy do Uplisctyche tuż przed gigantycznym oberwaniem chmury. Niebo było granatowe, ruiny kompletnie puste, a my w pośpiechu biegałyśmy aby jak najwięcej zobaczyć i nie zmoknąć (nie do końca się to udało). Wrażenia niezapomniane.
Kazbek i pocztówkowy kościółek Św. Trójcy
Moja miłość do Gruzji, zaczęła się wiele lat temu od wyprawy na Kazbek, bardzo zresztą udanej! W drodze powrotnej z Góry, zatrzymaliśmy się przy maleńkim kościółku, Cminda Sameba. Zrobił na nas wówczas ogromne wrażenie. Świątynią opiekował się tylko jeden mnich – otworzył nam kościół i gdzieś zniknął. Mogliśmy wejść do środka, medytować i w samotności poczuć magię tego miejsca.
Potem jeszcze kilkakrotnie miałam możliwość odwiedzania tego najbardziej „pocztówkowego” zabytku Gruzji i za każdym razem było inaczej, ale wciąż magicznie. Aż do ostatniego razu… teraz okazało się, że już nie można wejść „tak sobie”. Kobiety muszą wypożyczyć „spódnicę”, aby okryć nogi. Mnichów jest już kliku i mieszkają w nowo wybudowanym „bunkrze”, który przylega do kościoła. Tłumy ludzi.
Tym razem nie weszłam do środka. Magia gdzieś się ulotniła. Poczułam się „ograbiona” z mojej Gruzji.
Sanki w lecie
Wędrując po Gruzji, czasem można niechcący wpaść w inny wymiar czasoprzestrzeni. Tak jest choćby w miasteczku Gori, tam gdzie urodził się Stalin, i gdzie do dzisiaj jego kult ma się nie najgorzej, ale również (albo przede wszystkim), gdy wędrując przez kaukaskie wsie mijamy średniowieczne wieże, albo gdy nasze bagaże odjeżdżają takim pojazdem…
„Znów wędrujemy ciepłym krajem”
Na koniec kilka migawek, które pokażą Wam jak tam jest pięknie i dlaczego warto odwiedzić Gruzję.
Wszystkie zdjęcia Kasia Juszczak
Extra strona. Mógłby ktoś polecić jakiś ciekawy kierunek na tegoroczne wakacje?
Witaj Tytus, dzięki za miłe słowo. Chętnie coś wakacyjnego polecę. Interesuje Cię trekking czy leżenie? Bardziej miasto, czy bardziej „natura”? Polska, Europa czy dalsze kierunki? Czekam na info tu lub na priv: agnieszka@eco-trip.eu Pozdrawiam serdecznie
Tak „na szybko”, jeśli lubisz oryginalne i „nie zadeptane” miejsca, to polecam Albanię. Tam w zasadzie jest wszystko: i góry, i morze, i puste długie wybrzeża, i gwarne miasta, współczesne i zabytkowe, no i przede wszystkim wszechobecne bunkry – świadectwo szaleństwa najdłużej panującego dyktatora komunistycznego, które teraz stały się symbolem Albanii (z prostego powodu, że zniszczenie ich byłoby bardziej kosztowne niż zaakceptowanie).