
Dziś oprócz wielu smutnych wiadomości, do których muszę się jeszcze przyzwyczaić, aby o nich napisać, spotkała mnie bardzo miła niespodzianka – prezent od mojej ulubionej marki KEEN!
Nie należę do osób, które przywiązują wagę do „marek”, ani tym bardziej nie biorę udziału w konkursach, ale tym razem zrobiłam podwójny wyjątek – jako entuzjastka butów Keen, spontanicznie odpowiedziałam na zaproszenie do udziału w konkursie „Dlaczego kocham markę Keen”, a ponieważ kocham markę Keen, nie miałam problemu z uzasadnieniem.
W Keenach człapałam w wysoko położonych górskich bazach i w jaskiniach kilkaset metrów pod ziemią, dojechałam w nich rowerem na Nord Cap i przemierzałam zacienione uliczki Mendozy w Argentynie, były ze mną na 6 kontynentach, w kilkudziesięciu krajach, towarzyszyły mi w samotnych wyprawach i w wyjazdach dla grup, które organizowałam.
Butów Keen używam od prawie 10 lat. Sandały po liftingu są jak nowe, a buty trekkingowe, mimo lekkiego nadpalenia (podczas suszenia nad palnikiem) dalej służą czego dały dowód podczas ostatniej wyprawy w Himalaje.
Wiem, że niektórych mogą znudzić rozważania na temat „starych sandałów”, ale wiem również, że wszyscy posiadacze butów Keen, zrozumieją o czym mówię i docenią moje zaangażowanie.
Aby nie być gołosłowną, zamieszczam kilka zdjęć i oczywiście zaproszenie na stronę Keen Polska: https://www.facebook.com/keenpolska/